niedziela, 24 lutego 2013

Chapter 3

//Kurotsuchi//
 -Coś długo nie ma Tanaki-senseia... Deidara też gdzieś zniknął...- Stwierdziłam bawiąc się wyciągniętym z torby kunaiem. Już od około godziny razem z Akatsuchim siedzieliśmy bezczynnie w jednym z wynajętych przez mistrza pokojów. Praktycznie cały dzień spędziliśmy na zwiedzaniu Suny, a kiedy wróciliśmy zarówno bruneta jak i blondyna nie było. Zresztą, ten stan rzeczy nie zmienił się aż do następnego dnia...


Nie wiedziałam co zrobić. Mój towarzysz również nie miał zielonego pojęcia, co mogło przytrafić się dwójce ninja. Ostatecznie postanowiliśmy poszukać naszej "zguby". Na szczęście nie zajęło to nam wiele czasu...


Mistrza odnaleźliśmy jakieś cztery, może pięć kilometrów od Wioski Piasku. Na miejscu przeżyłam szok; twarz bruneta była całkowicie zmasakrowana, a sam mężczyzna musiał zginąć na miejscu. Gdyby nie ubranie i opaska z logiem mojej rodzinnej wioski szybciej uznałabym go za podróżnego kupca zaatakowanego przez wszechobecnych na pustyni bandytach. niż za Tanakiego.
-Ej, Kurotsuchi! Lepiej go nie ruszaj. Powinniśmy zapieczętować jego ciało w zwoju i wrócić do wioski.- Stwierdził Akatsuchi, kiedy chciałam dokładniej przyjrzeć się bliżej mistrzowi.
-Ale chyba musimy w miarę określić co, a raczej kto go zamordował, prawda?- Prychnęłam i nie słuchając wyjaśnień towarzysza zaczęłam bliżej przyglądać się głowie zmarłego.
-Tym zajmą się medic-ninja. A co jeśli właśnie niszczysz jakiekolwiek ślady mordercy? Może nawet zostawił odciski palców...
-Czy to...- Odwróciłam twarz mężczyzny w stronę kompana.- Wygląda ci na ranę, którą można zadać gołą ręką?- Akatsuchi odwrócił wzrok wiedząc, że to ja mam rację.
-No... tak, ale...
-Więc teraz powinniśmy zająć się łapaniem mordercy.- Zadecydowałam nie przejmując się zdaniem kompana.


-Tędy!- Wskazałam palcem na prowadzące na wydmę ślady krwi. W prawdzie były to tylko pojedyncze kropelki, które w dodatku z każdą chwilą były coraz to bardziej zakrywane przez piasek "podróżujący" dzięki podmuchu wiatru, ale to musiało nam wystarczyć. Żadnych innych poszlak nie odnaleźliśmy, więc tylko podążanie za "znaleziskiem" okazało się być jedynym i przy okazji w miarę rozsądnym wyborem.


//Narrator//
-Haaalo? Pobudka! Desu!- Krzyczała postać o krótkich, kruczoczarnych włosach starając się wybudzić blondyna ze swojego snu.- Wstawaj! Desu!- Tajemnicza osoba nie dawała za wygraną i nadal próbowała zmusić niebieskookiego do zakończenia swojego "leniuchowania". Po kilku próbach blond włosy chłopak nareszcie otworzył oczy...


//Deidara//
 Czyiś głos wybudził mnie ze snu. Chcąc dowiedzieć się komu to aż tak bardzo zależy na "przywróceniu" mnie do rzeczywistości spojrzałem w stronę z której dobiegał "hałas". Nie zdążyłem nawet dobrze przyjrzeć się otoczeniu, a z bólu ponownie zamknąłem powieki. Odruchowo dotknąłem rany. Ku mojemu zdziwieniu była zabandażowana (dop. aut. tak dla przypomnienia; Tanaki zranił Deia w lewe oko... mogłabym o tym wspomnieć w "relacji" blondaska, ale szczerze mówiąc nie wiedziałam jak to napisać, żeby cały tekst miał swój "ład i skład") Na szczęście ból zniknął tak szybko jak się pojawił i znów, tym razem już bez żadnych problemów, otworzyłem oczy.
-W końcu raczyłaś wstać, one-chan (z jap. "siostrzyczko")! Desu!- Wrzasnął chłopiec siedzący tuż obok mnie. Znajdowaliśmy się w lesie... nie pamiętałem jak się tam znalazłem. Jak się domyśliłem to zasługa bruneta. Ogólnie wyglądał on na co najwyżej jedenaście lat. Ubrany był w czarne dżinsy sięgające do łydek i zieloną bluzę z kapturem na krótkim rękawku. Do tego nosił jeszcze typowe dla shinobi sandały. Lewą nogę bruneta pokrywał bandaż. Włosy miał krótko ścięte, a jeden z pukli ciemnych włosów chłopczyka skutecznie zasłaniał jego prawe oko (dop. aut. czytaj: miał grzywkę xdd). Za to lewe, które miało barwę jasnego brązu,  i właśnie uważnie wypatrywało mojej reakcji.
-"O-one-chan", un? Chłopczyku, nie nazywaj mnie tak...- Nie dane było mi dokończyć zdania, ponieważ ten "chłopczyk" kolejny raz zaczął "głośno mówić".
-Jesteś ślepa czy co?! Desu!
-Ja, un?! To ty nie zauważyłeś, że...- Zacząłem się tłuaczyć nie bardzo rozumiejąc poprzedniej wypowiedzi brązowookiego.
-Jestem dziewczyną, desu!
-Jestem facetem, un!- Wrzasnęliśmy jednocześnie, po czym przez chwilę tępo wpatrywaliśmy się w siebie...


*****************************************
 Heheheh co do tego "chłopaczka" i Deidary... trafił swój na swego! xdd


Pozdro i Sayonara ;***

środa, 20 lutego 2013

Chapter 2

//Deidara//
...Po małej "zaczepce" przez szatynki moi kompani zdążyli znacznie się oddalić. Na szczęście nietrudno rozpoznać ich w tłumie. Szczególnie, że wszyscy, nie licząc mnie, nosili charakterystyczne dla Iwy stroje. Prędko dogoniłem towarzyszy i razem ze swoją grupą zaczęliśmy zmierzać prosto do biura Kazekage. 
...Wygląd przywódcy Wioski Piasku "lekko" mnie zdziwił... okazał się nim być czerwonowłosy jinchuuriki. Do tego był jeszcze o kilka lat młodszy ode mnie. Mimo swojej ciekawości nie chciałem urazić Kazekage pytaniami.
-O to raport od czcigodnego Tsuchikage.- Zakomunikował poważnym tonem Tanaki.- Deidara, podaj zwój.- Posłusznie wykonałem polecenie. Kiedy przekazywałem dokument Kazekage wyraźnie widziałem, że zdziwił się na widok mojego kekkei genkai. Jednak nie powiedział ani słowa. Widocznie niebieskooki również nie miał zamiaru wszczynać dziwnych dyskusji. W sumie to tyle co do naszej "długiej" rozmowy z Kazekage... 
Nasz "mistrz" postanowił, że spędzimy noc w Sunie przed wyruszeniem w drogę powrotną do Iwy, więc zaraz po opuszczeniu gabinetu czerwonowłosego zaczęliśmy szukać miejsca odpowiedniego do spędzenia nocy. Niedługo zajęło nam znalezienie hotelu. Sensei rozdał nam klucze do pokoju, a potem wszyscy rozeszli się do swoich spraw. Nie wiem kto został w budynku, a kto wyszedł. Nie obchodziło mnie to. Wiem tylko, że ja zacząłem zwiedzać wioskę. Architektura, krajobraz, a nawet sami mieszkańcy różnili się diametralnie w porównaniu do Iwy. Jedzenie również zostało przeze mnie "ocenione"... no co? Jeśli już "oglądać" to wszystko! Obeszłem całą wioskę i mimo, że zrobiłem to sam dobrze się przy tym bawiłem... ba! A nawet świetnie! W odróżnieniu do mojej rodzinnej wioski tam nikt nie spoglądał na mnie jak na potwora. Jednak mimo tak dobrego początku tamten dzień był zdecydowanie jednym z najgorszych w moim życiu...


...Pod wieczór wróciłem do hotelu. Powitał mnie ciepły uśmiech kobiety obsługującej recepcje. Nieśmiało odwzajemniłem gest i odszedłem w swoją stronę. Nie byłem przyzwyczajony do takich sytuacji... podążałem zadowolony korytarzem, kiedy zza rogu wybiegł Tanaki.
-Deidara!- Krzyknął. Mężczyzna wyglądał na bardzo zdenerwowanego.
-Co się stało, Tanaki-san, un?- zapytałem ze spokojem wymalowanym na twarzy.
-Kurotsuchi... nie ma jej! Ninja, którzy śledzili nas wcześniej... to ich sprawka! Nie chodziło im o zwój od Tsuchikage, tylko o jego wnuczkę!- Wyjaśnił jednym tchem. Na początku nie uwierzyłem w słowa bruneta. Później zacząłem się martwić. Mimo, że nie byliśmy ze sobą w najlepszych stosunkach znałem ją od dziecka. Po chwili milczenia w mojej głowie pojawiło się pytanie...
-Gdzie jest Akatsuchi, un?!- "Jestem pewien, że nie opuściłby jej na krok. Zawsze trzymali się razem, a tym razem nie mogło być inaczej..."
-Pobiegł ją szukać. Powtarzałem mu, żeby został, ale nie chciał mnie słuchać...- "Niemożliwe... może i nie należy do najmądrzejszych, ale nie jest aż tak lekkomyślny."
-...Musimy odbić Kurotsuchi! Deidara, z każdą chwila jaką marnujesz na zastanawianie się tamci shinobi oddalają się! Idziesz ze mną czy nie?!- Pokiwałem tylko twierdząco głową i wyruszyliśmy.
...Byliśmy już daleko poza bramą wioski. Usłyszałem świst. Odruchowo wyminąłem lecący w moją stronę przedmiot i odwróciłem się do osoby, która wyrzuciła kunai. Miałem jakieś podejrzenia, ale nie myślałem, że on naprawdę coś planuje... zaatakował mnie nikt inny niż mój własny sensei.
-Haaha... haha... haha! Mogłem się spodziewać, że go ominiesz, Deidara...
-Dlaczego chcesz ze mną walczyć, un?
-Dlaczego? Głupie pytanie! Nie oszukujmy się... bardzo dobrze wiesz, że zrobię wszystko dla sławy.
-Sławy? Jaką sławę mogłaby ci dać wygrana ze mną, un? Niczego to nie zmieni, un.
-Nie myślałem, że jesteś taki naiwny, Deidara...
-...
-...Onoki-sama ci nie powiedział?
-...
-Ha! Naprawdę bał się to zrobić?! Więc pozwól, że go wyręczę...
-...
-...Chyba domyśliłeś się, że wszyscy w wiosce unikają cię jak ognia...- Mimowolnie wbiłem wzrok w ziemie.-... i zapewne cały czas myślałeś, że to z powodu tych odrażających ust na dłoniach... jednak to nieprawda. Zastanawiałeś się kiedyś dlaczego nie masz żadnych krewnych? Albo czemu nikt nie chcę ci o nich opowiedzieć?
-J-ja... tak... un...
-...Wszystko zaczęło się od wydarzenia, które miało miejsce jeszcze za czasów Trzeciej Wojny Shinobi.  Klan Kawada dzięki swojemu destrukcyjnemu kekkei genkai został tajną bronią Iwy. Wykorzystywany był głównie w celach terrorystycznych. Krótko mówiąc twoi przodkowie odwalali brudną robotę wysadzając wioski na komendę Tsuchikage. Jednak nie wszystkim spodobał się pomysł zabijania setek lu... nie, setek tysięcy ludzi i wznieśli bunt. Władze Skały postanowiły "wymazać" twój klan. Jednak ci piromani nie mogli odejść w spokoju i jako swój "iwlkie" koniec zniszczyli naszą wioskę. Kilka lat później niedaleko wioski ktoś znalazł małe niemowlę. Chyba nie muszę tłumaczyć kto to? W każdym razie mimo sprzeciwu mieszkańców Tsuchikage postanowił darować ci życie, a nawet zapewnił ci świetne warunki do życia... staruszka musiało męczyć poczucie winy, nieprawdaż?- Nie mogłem uwierzyć w to co właśnie usłyszałem. Jednak jeśli założyć, że tak to właśnie było wszystko by się zgadzało... 


Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć Tanaki wyciągnął kunai i zaczął wymianę ciosów... poprawka, ja tylko unikałem ataków. Spanikowałem. Nie zastanawiałem się, jakby tu szybko i skutecznie wygrać pojedynek. Nie zamierzałem walczyć. Jedynym co wtedy chodziło mi po głowię była ucieczka. Wyczekiwałem odpowiedniego momentu, aby rzucić się do biegu. I faktycznie, kiedy taka chwila nadeszła od razu uciekłem jak najdalej od swojego przeciwnika. Wiatr zmniejszał mi widoczność zakrywając twarz włosami, a piasek utrudniał ruchy. Nagle coś chwyciło mnie za nogę i powaliło na ziemię. Okazała się to być kamienna ręka, jedno z jutsu mistrza, która uparcie powstrzymywała mnie przed podniesieniem się. Wyrywałem się, ale wszystkie moje próby okazały się bezskuteczne. Nagle wpadłem na nie najgorszy pomysł... zanim zdążyłem wprowadzić go w życie brunet stał tuż nade mną przygotowując się do ostatniego uderzenia. Zamachnął się jednak w ostatnim momencie uniknąłem ciosu... choć nie do końca... ostrze trzymanego przez mężczyznę kunaia zadrasnęło moje lewe oko. Ignorując niemiłosierny ból wyrzuciłem przygotowywaną w ręce glinę na twarz senseia. Chciałem wysadzić technikę bruneta, ale teraz impulsywnie zaatakowałem i krzycząc swoją regularną komendę "Katsu" zakończyłem walkę, a ciało Tanakiego upadło bezwładnie na ziemie...

**************************************************
...Zastanawialiście się kiedyś jakie to uczucie, kiedy starasz się opisać coś, co chodzi Ci od dawna po głowię, ale nie wiesz jak to zrobić? Ja już wiem... cała ta sytuacja z Deiem i Tanakim właśnie tak wyszła... eh... ale już trudno -,-"

W każdym razie łapcie kolejny rozdział historii Deidary.

Pozdro i Sayonara ;***

poniedziałek, 18 lutego 2013

Chapter 1

//Deidara//
...W pomieszczeniu rozbrzmiał głośny alarm budzika. Chcąc wyłączyć urządzenie przypadkowo strąciłem je ze stojącej koło mojego łóżka etażerki. Zaspany podniosłem się do siadu i przetarłem oczy. Zegar wskazywał godzinę siódmą. Czy chciałem, czy nie musiałem przygotować się na nadchodzący dzień. Przychodziło mi to z trudem, ponieważ przez połowę wcześniejszej nocy ćwiczyłem swoje nowe jutsu mimo, że bardzo dobrze wiedziałem o nadchodzącej następnego dnia misji. Trenowałem, ponieważ miało to być zadanie klasy A co sprawiało świetną okazje do przetestowania w walce mojej nowej techniki. Nie, to nie była zwykła technika. To ucieleśnienie sztuki. Piękne, a zarazem destrukcyjne. Trwające tylko przez kilka sekund... ale może zamiast rozgadywać się o mojej pasji lepiej się przedstawię? Jestem Kawada Deidara. Mam piętnaście lat, co równocześnie czyni mnie najmłodszym joninem w Iwie. Mieszkam sam na obrzeżach Wioski Skały. Nie poznałem swoich rodziców. Mimo to nie różnię się od swoich rówieśników nie licząc jednego szczegółu; mojego "dodatku" na dłoniach. Oczywiście ten "szczególik" nie został zignorowany przez mieszkańców wioski... 


...Właśnie kierowałem się do bramy wioski, która miała być miejscem spotkania drużyny, do której należałem. Kiedy przybyłem czekali już na mnie Kurotsuchi, rozpieszczona wnuczka Tsuchikage, i Akatsuchi, wiecznie uśmiechnięty przydupas Kurotsuchi. Para ninja prowadziła właśnie rozmowę, więc nie zwrócili na mnie uwagi. Jak zwykle zresztą... teraz pozostało tylko poczekać na "mistrza", który miał w zwyczaju niemiłosiernie się spóźniać (dop. aut. liderem Deia jest... Kakashi?!). Po kilku minutach sensei raczył się zjawić. Był to nikt inny niż Tanaki. Z wyglądu był dosyć przeciętny; wysoki o czarnych oczach z logiem wioski na czole. Do tego jeszcze duże, okrągłe okulary, które były wynikiem jego pogarszającego wzroku (dop. aut. mówiąc prościej nie były przeciw słoneszne...). 
-Dobrze, dzieci, idziemy.- Zakomunikował grupie.
-Tanaki-sensei! Ile razy mam panu przypominać, że nie jesteśmy już dziećmi?!- Zbulwersowała się brunetka.
-Oj, Kuro-chan, dla mnie zawsze będziecie tymi młodymi geninami, którzy trafili pod moją opiekę trzy lata temu.- Shinobi dopełnił swoją wypowiedź kładąc rękę na głowie kunoichi. Szczerze mówiąc nigdy nie lubiałem tego mężczyzny. Wszystkie misje robił tylko dla podziwu i rozgłosu. Nazywał nas też jego "uczniami", choć naszym "mistrzem" pozostawał tylko w papierach. Dotąd nie pamiętam, aby z nami trenował. Całe moje umiejętności były tylko i wyłącznie wynikiem mojej ciężkiej pracy. Raz na jakiś czas pomagał mi również stary Onoki, jednak nadal większość moich technik opracowałem sam.


Jednak w końcu wyruszyliśmy w drogę. Sensei jak zwykle szedł pierwszy. Następnie Akatsuchi i Kurotsuchi, a ja wolałem pozostać z tyłu. Spoglądałem na niebo... to było moje ulubione i praktycznie jedyne zajęcie podczas przemierzania drogi do celu zadania. Tym razem była nim Suna, a mianowicie nasza misja polegała na dostarczeniu zwoju dla Kazekage. Dokładniej był to raport prosto od Tsuchikage. Zwój zawierający wypisane przez kage informacje był niesiony przez Tanakiego. Według mnie był to zły pomysł, jednak nie chciałem wszczynać kłótni. Zresztą za czasów kiedy mieszkałem w Iwie byłem bardzo małomówny. Wręcz odzywałem się tylko, kiedy musiałem i starałem się mówić jak najbardziej treściwie. Może była to wina ust na dłoniach, przez które wszyscy nazywali mnie potworem? A może to ja nienawidziłem wszystkich wokół? W sumie to i tak nie ważne...


...Gwałtownie zatrzymałem się rozglądając na wszystkie strony. Byłem pewien, że poczułem chakrę wrogiego shinobi.
-...Czujecie to, un?- Zapytałem swoich towarzyszy.
-O czym ty pleciesz, Deidara-nii? Nikogo tu nie ma, więc lepiej się pośpiesz, bo zostaniesz w tyle.- Odparła po chwili zastanowienia wnuczka Tsuchikage.
-Nie, ktoś nas śledzi.- Przyznał mi rację Akatsuchi.
-Nie będziemy walczyć. Spróbujemy ich zgubić, albo chociaż dojść do Suny zanim nas dogonią.- Zadecydował Tanaki. Trochę zawiedziony ruszyłem za swoimi partnerami.


...Jakoś udało nam się dotrzeć do Wioski Piasku bez zostania złapanym przez pościg. Od razu udaliśmy się do biura Kazekage. Jednak po drodze zaczepiła mnie mała dziewczynka. Dokładniej była to szatynka, o dwu kolorowych oczach. Lewe miało barwę zieloną, a prawę niebieską.
 -Nii-chan nie jest stąd? Bo nie widziałam nii-chana w wiosce. Jak tak to skąd? I dlaczego nii-chan tu przyszedł?- Zanim zdążyłem odpowiedzieć na jakiekolwiek pytanie brązowowłosej podbiegła do nas, jak się domyśliłem, siostra dziewczyny. Wyglądały prawie identycznie. Jedynym różniącym je szczegółem, poza wiekiem oczywiście, było to, że kolorystyka oczu dziewczyn była odwrotna. Ale wracając do sytuacji...
-Przepraszam! Moja siostrzyczka jest trochę ciekawska i...- Zaczęła wyjaśniać starsza siostra.
-Nic się nie stało, un.- Zapewniłem ją, że to nic wielkiego i odszedłem. Dosłyszałem jeszcze krótką pogawędkę szatynek.
-...Nie zaczepiaj pierwszych lepszych ludzi na ulicy, bo później to ja muszę za ciebie przepraszać, Meiko.
-Ale Yu-chan...
-Nie "Yu-chanuj" mi tu. I tak masz szczęście, że ten chłopak nie był na ciebie zły. A teraz się pośpiesz, bo Oshii i Shinku nie będą czekali.- "Czy ja też bym się tak zachował, gdybym miał rodzeństwo? Gdybym nie był sam...?"


**************************************************
Hehehehehe... nie mogłam się powstrzymać przed daniem tej ostatniej sytuacji ^^"  Zresztą kto wie o kogo chodziło, ten wie :P Ogólnie muszę też wspomnieć, że pierwsza notka jest troch krótsza, ponieważ miała po prostu przedstawić Wam bohaterów opowiadania.



Pozdro i Sayonara ;***

środa, 13 lutego 2013

Prolog

//Narrator//
 ...Chłopak już od kilku godzin przyglądał się tafli jeziora rozmyślając o wydarzeniach z tamtejszego dnia. Nie mógł wyrzucić z pamięci sceny, w której pewna białowłosa dziewczynka podchodzi do gnębionego przez starszych "kolegów" blondyna. Chwili, w której dziewczyna próbuje odciągnąć prześladowców od swojej ofiary. Tego krótkiego momentu, w którym pomaga mu wstać. Dotyku jej ciepłych dłoni, które mógłby poczuć ponownie, gdyby nie jego słabość. Chłopiec gwałtownie podniósł się i w przypływie gniewu przerwał wspomnienia rzucając jednym z kamieni leżących na ziemi w wodę, burząc jej harmonie. Postanowił, że od tego momentu stanie się silniejszy. Dla niej... momentalnie zaczął biec. Nie wiedział gdzie. Nie wiedział dlaczego, ale uciekał. Chciał być jak najdalej od tego miejsca. 


...W końcu się odważył. To miała być pamiętna noc, kiedy to jego życie przestanie być nic nie warte. Od tej pory jego marzenia miały się ziścić. Jeśli wszystko pójdzie po jego myśli zostanie wielkim Kage. Będzie mógł wszystkim udowodnić, że nie jest tylko bezmyślnym potworem. Przez całe swoje życie znosił te wszystkie upokorzenia tylko dla tego momentu. W końcu będzie samodzielny. Nie będzie musiał polegać na innych... polegać na niej.


...Biegł przez korytarze starając się, aby nikt go nie zauważył. Przyległ plecami do ściany i kątem oka starał dostrzec cienie padające z korytarza, w którym znajdował się jego cel. Teraz pozostało mu tylko jakoś zdezorientować strażników i wślizgnąć się do środka. Musiał wszystko dobrze przemyśleć i znaleźć rozwiązanie zanim ktokolwiek dowie się, że tu jest. Wystarczyła jedna pomyłka, a przesądzi to o jego życiu. Nagle usłyszał wybuch. Ninja zaczęli biec w stronę odgłosu. To była jego jedyna szansa. "Teraz albo nigdy..." W każdej chwili mogły przybyć posiłki, które próbując dostać się do miejsca wybuchu odnalazłyby chłopaka. W końcu postanowił to zrobić. Z całą siłą jaka pozostała mu w nogach zaczął podążać w stronę dębowych drzwi....


Udało mu się... nareszcie mu się udało. Niosąc w dłoni swoją zdobycz wybiegł z pomieszczenia. Teraz pozostało mu tylko wycofać się z budynku. Podszedł do ściany, przy której kilka minut temu ukrywał się przed shinobi i kilka razy uderzył w panele pokrywające podłoże. Kiedy już miał pewność, że otwierając tajne przejście nie stworzy żadnego hałasu podniósł deski. Był jedną z niewielu osób, które znały to przejście. Prowadziło ono do znajdującego się piętro niżej składziku z środkami do czyszczenia i odpowiednim do tego zadania sprzętem. Planował przeczekać tam aż całe zamieszanie się uspokoi, a ninja skupią się na naprawianiu szkód wyrządzonych wybuchem. Może i nie było to najbardziej komfortowe miejsce na kryjówkę, jednak zdecydowanie najbardziej skuteczne. Zresztą kto szukałby intruza w graciarni? Kiedy upewnił się już, że teren jest czysty zaczął swoją "wielką ucieczkę". Zresztą nie było to trudne, ponieważ korytarze budynku były całkowicie puste.


...Biegł oświetlonymi jedynie przez światło księżyca ulicami. Zmęczony swoją "misją" lekko zwolnił tempo. Trudno opisać, jak bardzo ucieszył się gdy zobaczył znajomy dom...


*********************************************

No, więc prolog już za nami ;) Z góry mówię też, że pierwszy rozdział pojawi się najszybciej w niedziele... znaczy się już go napisałam, ale opublikuje go troszeeeeczkę później, ponieważ wyjeżdżam i nie będę miała możliwości, żeby go wstawić ^^"


Pozdro i Sayonara ;***

piątek, 8 lutego 2013

Ohayo!

Ohayo! Jestem autorką, która będzie pisać notki na tym blogu... hehehe a może ja się najpierw przedstawię? Nazywam się Julia, ale możecie kojarzyć mnie z mojego drugiego bloga pod pseudonimem Kuroi Hime-chan. Jeśli jednak nie, to zapraszam również na ten blog. Jest o podobnej tematyce, więc może się Wam spodobać :) 

Ale teraz może tak bardziej organizacyjnie? Nie znajdziecie tu yaoi, yuri ani hentai. Opowiadanie nie będzie zawsze zgadzało się z fabułą mangi/anime. Rozdziały publikować będę w różnych odstępach czasowych, ponieważ z powodu częstych notek na drugim blogu po prostu nie znalazłabym więcej czasu wolnego... :/ ...ewentualnie najzwyczajniej w świecie by mi się nie chciało ^^" 

Co do mojego stylu pisania to zasady są proste; na początku rozdziału piszę osobę, która pełni narracje (np. //Deidara//), a jeśli zmienia się ona podczas pisania również to zaznaczę, raz naczas znajdą się tu rozdziały całe poświęcone innej postaci (za każdym razem kiedy będę m iała taką zachciankę coś takiego wstawię, szczególnie lubię tak robić w środku jakiś ważniejszych wydarzeń... :P), być może pojawią się rozdziały bonusowe, które nie są związane bezpośrednio z historią.

To by chyba było na tyle.

Pozdro i Sayonara ;***